Zmarł Władysław Byszewski

Tekst i foto dzięki uprzejmości www.folbluty.org

W dniu 15 kwietnia 2019 roku, w wieku ponad 96 lat zmarł Pan Władysław Byszewski. Wraz z nim odeszła legenda człowieka, który jak nikt  inny zasłużył się w sporcie, hodowli oraz w wyścigach koni pełnej krwi angielskiej. Kim był człowiek, którego życiorys przez dwa pracowite wieki przewija się przez karty sportu jeździeckiego, hodowli: koni pełnej krwi angielskiej oraz koni sportowych, jak też przez karty sprawozdań z wyścigów konnych? Jaka była droga życiowa wybitnego jeźdźca, trenera wielu doskonałych jeźdźców, hodowcy legendarnych koni i sędziego uznawanego w całym świecie za arbitra kierującego się zawsze regułami fair play?

Urodził się 20 listopada 1922 roku w majątku Słupia na Kielecczyźnie. Rodzice Ludwik i Zofia z Dreckich prowadzili majątek, gdzie koń był od zawsze nie tylko używany do prac polowych, ale też do sportu konnego, którego oboje byli wielkimi miłośnikami. Pan Ludwik był świetnym jeźdźcem przeszkodowym, hodowcą oraz znakomitym znawcą zachowań koni. Te wszystkie cechy doskonałego koniarza od dziecka wpajał synowi. Matka, pani Zofia, na tamte czasy nad wyraz wykształcona i światła osoba, dopełniała edukacji syna, który wzrastał w duchu patriotyzmu, poszanowania pracy, życia w zgodzie z naturą i wrażliwości na niedostatki tego świata. Już w latach trzydziestych p. Władysław Byszewski brał udział w biegach myśliwskich, konkursach ujeżdżenia i skoków, rywalizując też z oficerami okolicznych pułków. Często zostawiał starszych kolegów w pobitym polu. Wyczyny młodego, zdolnego młodzieńca brutalnie przerwała agresja Niemców na Polskę. Skończyło się beztroskie życie, przejażdżki konne z rodzicami i siostrami: Anną – później żoną Juliusza Ostrowskiego i Zofią – żoną Andrzeja Morawskiego. Cała rodzina od początku działała w ruchu oporu, a majątek w Słupi przyjmował wielu uchodźców, nie bacząc na represje, które okupant nasilał z każdym aktem dywersji. Szkołę średnią ukończył na tajnych kompletach w rodzinnym domu. Został kapralem podchorążym AK. Za działalność okupacyjną otrzymał Krzyż Armii Krajowej oraz medal Polska Swemu Obrońcy, przyznany przez rząd londyński.

Studia, rozpoczęte w konspiracji, ukończył na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie w 1947 roku, otrzymując tytuł mgr i inż. rolnictwa i hodowli. Po dość długim oczekiwaniu na pracę został asystentem p. Ryszarda Zoppiego w Stadninie Koni pełnej krwi angielskiej w Kozienicach. 15 kwietnia (warto zwrócić uwagę na datę dzienną) 1948 roku, to dzień który rozpocznie długą owocną pracę śp. Pana Władysława Byszewskiego dla polskiej hodowli. Pod kierownictwem światowej sławy hodowcy pracuje do roku 1950, zdobywając doświadczenie w pracy z końmi pełnej krwi angielskiej, poznając również specyfikę selekcji tych koni na torze wyścigowym. W lutym 1950 zostaje powołany na stanowisko kierownika Stadniny Koni Moszna, zmieniając się stanowiskami pracy z panem Jerzym Jaworskim. Materiał hodowlany w Mosznie był wtedy dość mierny. Dzięki umiejętnym zakupom klaczy z innych stadnin, właściwemu doborowi reproduktorów i bardzo wnikliwej selekcji, Stadnina Moszna szybko zaczęła na równi konkurować z Golejewkiem, Widzowem czy Kozienicami, z czasem nie rzadko wyprzedzając te utytułowane hodowle. W ciągu całego okresu prowadzenia stadniny Moszna przez śp. Władysława Byszewskiego konie jego hodowli wygrały spośród 4 najważniejszych gonitw dla koni 2-letnich: 9 razy Nagrodę Efforty, 7 razy Ministra Rolnictwa, 5 razy Stolicy i 3 razy Mokotowską. Natomiast wśród 10 najważniejszych nagród dla 3 letnich i starszych zwyciężały: Derby – 2 razy, Oaks – 6 razy, St. Leger – 5 razy, Wiosenną – 7 razy, Rulera – 8 razy, Iwna – 7 razy, Krasne – 2 razy, Kozienic – 8 razy, Wielką Warszawską – 5 razy i Prezesa Rady Ministrów – 2 razy. Łącznie w wymienionych gonitwach 44 konie zwyciężyły 77 razy. Warto odnotować, że w najważniejszej gonitwie sezonu Nagrodzie Derby w latach 1959–1979 konie z Mosznej zajęły aż 9 razy drugie miejsce, były to: Orlandyna 1959, Afar 1960, Dziwaczka 1961, Gerona 1964, Zorro 1965, Jasień 1967, Juris 1968, Diogenes 1973, Orton 1975  – to się nazywa mieć pecha!  Najjaśniejszą perłą w koronie hodowlanej śp. Pana Władysława była klacz Demona. Na polskim torze wygrała wszystkie możliwe klasyczne gonitwy i jako pierwszy po wojnie polski koń triumfowała na torze zachodnim, wygrywając wiedeński St. Leger . Urodziła się dzięki bardzo przemyślanej koncepcji hodowlanej, kiedy to jej matka Dziwożona II została wysłana do Stadniny Napajedla w Czechach do pokrycia ogierem Massis. Z końcem lat 50 tych ubiegłego wieku było to działanie pionierskie i najlepiej świadczy o znawstwie i „nosie hodowlanym” śp. Pana Byszewskiego. Dzień Jego pracy często zaczynał się w nocy. Wstawał do każdego porodu, mając dzwonek ze stajni porodowej przy łóżku. Bez względu na nocne alarmy porodowe, zawsze elegancki (jako mundur galowy służył mu oryginalny angielski lotniczy battle dress który otrzymał od pisarza Janusza Meissnera) przed godziną 6 rano był w stajni. Robił obchód stajen przed pójściem spać, czyli późno w nocy. Wspaniały obserwator zachowań koni od ich urodzenia do wysłania na tor wyścigowy. Spod Jego ręki wyszli tacy hodowcy jak: śp. Maciej Świdziński, Roman Krzyżanowski i niżej podpisany, wskazany przez Pana Władysława na Jego następcę w Mosznej. Dzięki swemu uporowi i przeciwstawianiu się poleceniom zlikwidowania działu koni półkrwi w SK Moszna, jeźdźcy tego klubu mieli doskonały materiał koni sportowych.

Sam doskonale jeżdżący, o nienagannej sylwetce, zdobył 7 medali w JMPolski w tym 4 złote. Jego najlepszym koniem był Besson, ale święcił triumfy na wielu innych jak Dukat, Isandra i Klawa. W latach pięćdziesiątych XX wieku był filarem ekipy polskiej, wygrywając konkursy w Rzymie, Lucernie, Akwizgranie i na wielu innych hipodromach zachodniej Europy. W Akwizgranie zajął 6 miejsce na Dukacie w konkursie Championatowym, traktowanym jako Mistrzostwa starego kontynentu. W Mosznej postawił sport na najwyższym poziomie i od pierwszych dni pracy każdego dnia prowadził treningi, ucząc młodych masztalerzy jazdy konnej. Norbert Wieja, Marian Gorzym, Gerard Geisler, Marek Małecki i Rudolf Mrugała reprezentowali Polskę, zdobywali medale MP, uczestniczyli w IO, MŚ, ME WKKW (Marek Małecki), M. Europy (Norbert Wieja v-mistrz E. Juniorów), Rudolf Mrugała (M. Europy, Finał P. Świata). Był trenerem Kadry Olimpijskiej w skokach na IO Monachium 1972, gdzie wspaniałe przejazdy Mariana Kozickiego są wspominane do dzisiaj. Śmierć jednego z koni w dniu startu przekreśliła nadzieje na dobre miejsce drużynowo. Prowadził do ostatniego roku przygotowania kadry skoczków do Igrzysk Olimpijskich w Moskwie.

Wycofał się  poświęcając czas chorej ukochanej żonie, Krystynie z Chełmickich, z którą przeżyli ponad 30 lat. Choroba żony była powodem do przeniesienia się do Warszawy. Pan Władysław zostaje inspektorem Stad i Stadnin. Pomaga układać plany stanówek oraz doradza we wszystkich aspektach hodowli. Równocześnie jest bardzo aktywnym sędzią międzynarodowym w konkurencji WKKW. Mówiący świetnie po francusku oraz po niemiecku i angielsku ma wielu znajomych i przyjaciół w świecie koniarzy i organizatorów zawodów. Ci chętnie zapraszają znanego jeźdźca oraz doskonale prowadzącego zawody arbitra. Sędziowanie zawodów WKKW było Jego pasją do ostatnich dni aktywności, a ta pokazywała niespożytą energię życiową. Nie poddawał się wcześniej żadnej chorobie i zawsze pokonywał je uważając, że to minie. Dużo podróżował samochodem. W wieku 88 lat potrafił bez większego zmęczenia pokonać dystans z Warszawy do Strzegomia, gdzie zawsze był oczekiwany jako wzorowy sędzia ale też uroczy kompan. Miły gawędziarz nie opuszczał towarzystwa i długo w noc potrafił opowiadać o koniach, ich rodowodach, przebytych wcześniej zawodach i przeróżnych zabawnych zdarzeniach.

Był zapalonym myśliwym i zawsze potrafił pomiędzy swymi rozlicznymi obowiązkami znaleźć czas na rykowisko czy to ciągi słonek. Ale też dzielił swój czas tak,  aby nie zapominać o pracy dla dobra hodowli i jeździectwa. Wiele kadencji zasiadał w Zarządzie Polskiego Związku Jeździeckiego, pełniąc przeważnie funkcję V-Prezesa ds. sportu. Był założycielem i Prezesem Klubu Jeździeckiego w Mosznej oraz zasiadał we władzach Okręgowego Związku Jeździeckiego w Opolu. W wieku ponad 85 lat ciągle był aktywny zawodowo i służył swym doświadczeniem młodszym kolegom. Udar przerwał tę aktywność i przykuł tego, jakże aktywnego człowieka, do szpitalnego łóżka i wózka inwalidzkiego. Mimo niemożliwości aktywnego uczestnictwa w życiu hodowli, wyścigów konnych i sportu jeździeckiego żywo interesował się wszystkim. Ostatnie lata spędził w bardzo dobrym domu opieki. Mimo braku dzieci, otoczony troskliwą opieką i miłością swych siostrzeńców i ich dzieci, które nazywał zawsze swymi wnukami. Do końca odwiedzało Go grono przyjaciół i młodszych kolegów. Można powiedzieć, że mimo przykucia do wózka inwalidzkiego Jego ostatnie lata nie były udręką. Żył wspomnieniami a te jakże bogate życie obfitowało w wiele sukcesów jeździeckich i zawodowych. Z Mosznej stworzył wspaniałą stadninę, a potomkowie wyhodowanych przez Niego koni święcą ciągle sukcesy na torze wyścigowym i konkursach jeździeckich. Jego uczniowie wciąż pilnują zasad, które im wpajał na codziennych jakże ciekawych treningach. Zapamiętamy elegancką sylwetkę na koniu oraz świetnie ubranego starszego Pana z laseczką, życzliwego dla wszystkich i zawsze chętnie służącego radą. A te przecież były bezcenne.

Za działalność w PZJ Władysław Byszewski otrzymał tytuł Honorowego Członka PZJ, a za wyniki sportowe Złotą Wielką Odznakę Jeździecką z numerem jeden.

Za wybitne zasługi w służbie Państwu i Społeczeństwu Władysław Byszewski został uhonorowany wysokimi odznaczeniami państwowymi – kolejno Krzyżem Kawalerskim, Krzyżem Oficerskim i Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. To tylko słowa, że nie ma ludzi nie zastąpionych. Nikt już nie będzie tak wspaniałym jeźdźcem, genialnym hodowcą, trenerem i mentorem. Nadeszły czasy specjalizacji i ludzie renesansu bezpowrotnie żegnają się z nami, zostawiając pustkę i żal. Ale śp. Pan Władysław zostawia po sobie trwałe pomniki, które długo będą przypominały o Jego sukcesach sportowych i tych Wielkich zasługach dla polskiej hodowli.

Hubert Szaszkiewicz


Nabożeństwo żałobne odbędzie się się w czwartek 25 kwietnia w Warszawie, o godzinie 12.00 w Kościele Parafii św. Marii Magdaleny na warszawskim Wawrzyszewie.